fishingexplorers.com

Szczupakowy dwugłos

Rozmowa redakcji fishingexplorers.com z Maćkiem Rogowieckim i Piotrem Motyką

Jak złowić dużego?

Upolowanie dużego, najlepiej metrowego szczupaka jest marzeniem każdego rasowego spinningisty. Często nurtuje nas jednak pytanie: „Czy taki sukces to wyłącznie dzieło przypadku, czy jest jednak szczególny sposób, aby zwiększyć prawdopodobieństwo zacięcia szczupaczego okazu?” Oto kilka uwag Maćka Rogowieckiego, który na rozkładzie ma już wiele ryb przekraczających metr długości.

Maćku, podobno interesują Cię tylko duże szczupaki?

Jest w tym dużo prawdy - od małego marzyłem o wielkich rybach i takich szukałem kiedyś wędkując na Wiśle. Potem, dzięki pracy zawodowej w biurze turystyki wędkarskiej, otworzyły się przede mną nowe możliwości i wspaniałe zagraniczne łowiska. Szczególnie ukochałem wody szwedzkie, obfitujące w szczupaki. Łowienie ryb okazowych, przekraczających powiedzmy 90-centymetrów, to moja prawdziwa pasja.

Czy masz jakiś sposób na takie szczupaki?

Na początku zaznaczę, że wszystkie moje uwagi w tej rozmowie odnoszą się do specyfiki łowisk szwedzkich. Nie chcę bowiem wdawać się w szczegółowe dyskusje z wędkarzami, którzy łowią gdzie indziej. Zacznę więc od wyboru łowiska. Preferuje wodę dużą – nie lubię tzw. „kaczych dołków”, glinianek i małych jeziorek. Kocham za to wody, po których można pływać godzinami i szukać coraz to nowych stanowisk ryb.

Moje ulubione miejsca to szkiery (Święta Anna, Syrsan, Blekinge) i niektóre szwedzkie jeziora, położone zarówno na południu, jak i na północy (np. Vindommen, Boren, Takern, a przede wszystkim jeziora okolic Arvidsjaur w Laponii). Ważne, żeby były żyzne, pełne pokarmu, no i pełne szczupaków. Nie każda bowiem woda obfituje w ryby.

Jak już znajdziemy się na takiej dobrej wodzie, gdzie szukać dużych szczupaków?

Nie zabrzmi to może sensacyjnie, ale generalnie uważam, że duże ryby występują tam, gdzie są też średnie i małe. Nie ma jakichś szczególnych miejsc z dużymi szczupakami. Przynajmniej tam, gdzie łowić lubię ja - czyli w litoralu. Trochę inaczej sprawa ma się z pelagicznymi drapieżnikami poławianymi na trolling – na otwartej wodzie wokół stad drobnicy (np. sielawy) szansa na gruby okaz jest znacznie większa, ale ja tej metody nie preferuję.

Co więc zrobić, aby prawdopodobieństwo brania dużego szczupaka na potencjalnie dobrej „miejscówce” było większe?

Jednym ze sposobów jest zastosowanie większej przynęty. Duże szczupaki żerują rzadziej i zużywają do polowań większej energii ze względu na swą wielka masę, potrzebują też więcej pokarmu. Wolą więc spożytkować energię wkładaną w atak bardziej ekonomicznie – pozyskując jednocześnie większą zdobycz. To taka moja logika zgodna ze zdrowym rozsądkiem. W spinningu świetnie sprawdzają mi się duże dżerki i duże gumy. W połowach na sztuczną muchę – duże wzory much szczupakowych.

A co z kolorami przynęt?

Nie stosuje zbyt wielu. Zawsze sprawdza mi się jasny (biały lub perłowy) ripper, dobry jest slider w kolorze pomarańczowym lub fatso w ubarwieniu okonia czy płotki. Ciekawostką może być fakt, że ponadprzeciętnie skuteczne są woblery w ubarwieniu szczupaka – drapieżniki te są kanibalami i często pożerają mniejszych współbraci stanowiących dla nich konkurencję.

Prowadzimy je płytko czy głęboko?

To zależy od głębokości łowiska i pory roku. Wiosna i późna jesienią bardzo duże nawet szczupaki łowię często na płyciutkiej wodzie – półmetrowej, metrowej. Wystarczy więc nawet 3-gramowa główka dżigowa lub pływający dżerk. Gdy łowię przy trzcinach lub kamienistej rafie, na stoku schodzącym do 3-4 metrów, stosuję już nieco cięższe główki o masie 5-15 gramów lub tonące dżerki. Pamiętajmy, że przy czystej wodzie żerujący szczupak pójdzie do przynęty ostro w górę, nawet 2-3 metry wyżej od swego stanowiska. Jednak gdy jest leniwy i mało aktywny, stoi przy dnie, trzeba mu wówczas podać przynętę pod sam pysk. Przy gumie konieczna jest wtedy „dozbrojka”, ryba bowiem często „wącha” tylko potencjalną zdobycz, czyli muska ją końcem pyska.

Czyli generalnie łowisz szczupaki płytko?

Tak, nie lubię inaczej. One zresztą zawsze, nawet gdy przez większą część dnia przebywają niżej, w końcu wychodzą na żer do trzcin, na płytkie podwodne łąki czy rafy – warunek jest jeden: musimy wybrać taka miejscówkę, aby w pobliżu było odejście na głęboką, kilkumetrową wodę. Uwielbiam też zatoki zarośnięte zupełnie gęstwiną roślin – łowię wtedy na prowadzoną tuż pod powierzchnią sztuczną muchę – prowadzę ją ponad roślinnością. Brania są fantastyczne!

Wiosną jest jeszcze jeden powód przebywania grubych esoksów na płyciznach – tarło. Oczywiście jest sprawą dyskusyjną, czy należy je wtedy niepokoić. Ale w Szwecji łowienie przed tarłem (w trakcie samego procesu tarła szczupaki nie biorą) jest dozwolone, więc niekiedy łowię szczupaki wczesną wiosną na bardzo płytkiej wodzie. Trafiają się nawet dwucyfrowe sztuki. Nie są jednak zbyt waleczne, ani nie biorą tak agresywnie jak później. Wolę więc szczupaki czerwcowe, letnie i jesienne. Niemniej wiosną szansa na wielką rybę jest wyjątkowo duża - wystarczy znaleźć właściwą zatokę. Oczywiście wiosennej ryby nie należy męczyć długim holem i fotografowaniem, a jak najszybciej wypuścić w dobrej kondycji z powrotem do wody.

Tak więc jeśli byś miał komuś polecić termin na wyjazd, byłaby to wiosna?

Zdecydowanie polecam, niemniej świetny jest też czerwiec i szkierowy wrzesień. To moje ulubione pory roku: jest ciepło, zielono, przyroda żyje, ryby są silne. Wielkie sztuki trafiają się również w październiku i listopadzie, ale to pora dla „hardcore’owców”. Jest już zimno. Z kolei latem żer na płytkiej wodzie jest bardzo krótki, ale to dobry czas dla toniowych trollingowców na głębokich rynnowych jeziorach. A więc nie dla mnie.

Jaka pora dnia jest najlepsza?

Nigdy nie miałem wyników tzw. „bladym świtem”. Nie polecam więc wczesnego wstawania poza miesiącami letnimi. Bardzo dobre brania notowałem natomiast pomiędzy 8.00 a 9.00, a potem w samo południe. Tak mniej więcej od 13.00 do 16.00 jest niemal zawsze gorzej, ale po 16.00 znowu ryby uaktywniają się i biorą do zmierzchu. Samym wieczorem trafiają się jeszcze, ale im jest później, tym biorą rzadziej.

Co byś jeszcze poradził wędkarzom wybierającym się do Szwecji na wielkie szczupaki?

Aby nie zaniedbywali detali – zawsze mieli założony przypon stalowy (niby oczywistość, a jednak co jakiś czas rzucamy „tylko na okonia”), dobrze naostrzone haki w przynętach, właściwie ustawiony hamulec kołowrotka, pod ręką grip do podbierania. Należy bardzo uważać, aby nie płoszyć ryb na płytkiej wodzie – duże szczupaki od razu uciekają. A więc należy zachowywać się cicho, nie stukać w dno łodzi, nie podpływać za blisko potencjalnych stanowisk ryb, rzucać z daleka i celnie. Trzeba też pamiętać, że duże ryby żerują krótko – po wyholowaniu jednej nie warto robić przerwy na przysłowiowe „cygaro”. Trzeba łowić, bo za moment może wziąć jeszcze większa, rekordowa ryba. A po kwadransie będzie już po herbacie.

Warto też wyczulić się na momenty, gdy urywają się brania ryb mniejszych. Wówczas istnieje duże prawdopodobieństwo, że podpłynęły grube sztuki i „w powietrzu wisi” rekordowy okaz. Z mojego doświadczenia powiem też, że szczupaki zazwyczaj biorą rocznikami – przez dwa, trzy dni takie od kila do trzech, a następnego czwartego dnia brań jest mniej, za to prawie każde w wykonaniu ryby 80-cio lub 90-cio centymetrowej. Co jakiś czas jest też metrówka (choć niestety nie codziennie, ani nawet raz na tydzień). Trzeba zatem cierpliwie czekać i łowić! Ten właściwy moment nadejdzie.

Optymalna pogoda?

Lubię, gdy jest lekki zachodni lub południowy wiaterek, słońce chowa się co jakiś czas za chmurami, nie jest za gorąco, ani za zimno – tak mniej więcej 15 stopni. Fatalna jest natomiast słoneczna lampa i flauta – radzę wówczas wrócić na kwaterę i wyspać się za wszystkie czasy. To już lepiej, gdy jest całkiem pochmurno – niebo stalowe i mocniej wieje. Ryby wówczas uaktywniają się.

Jaki jest Twój rekordowy szczupak złowiony w Skandynawii?

Największy miał około 14 kilo. Ale czekam cały czas na takiego w granicach 15-16 kg. To zupełnie realne marzenie.

Maciek Roowiecki

Jak łowić dużo?

Na wędkarskim urlopie nie tylko marzymy o okazach – chcemy też, aby dużo się działo. Jest spora grupa wędkarzy, dla których ilość łowionych ryb jest równie ważna, a może nawet ważniejsza, niż zaliczanie rekordowych okazów. Należy do nich Piotr Motyka. W trakcie swoich wypraw do Skandynawii złowił już trudną do policzenia ilość szczupaków. Jak znajdować łowiska dające szanse na częste brania tych drapieżników? Oto recepty Piotra.

Piotr, dlaczego ilość a nie jakość?

W pytaniu tkwi nieporozumienie. Ja lubię zarówno ilość, jak i jakość. Jednak, gdy mam do wyboru więcej brań szczupaków mniejszych lub jedno na tydzień metrówki, wybiorę to pierwsze. Na szczęście przy łowieniu szczupaków nie ma reguły – nawet na płytkiej wodzie, przy „cedzeniu” gumkami kilogramowych pistoletów, w każdej chwili może uderzyć nam gruby okaz.

Oczywiście jest pewne minimum rozmiaru, które mnie cieszy – nie są to szczupaki czterdziestocentymetrowe, a powiedzmy 60-cio. Gdy zaczynałem łowić na spinning w Polsce, na stosunkowo lekki sprzęt jaki wszedł wtedy do mody, takie ryby były cenioną mazurską zdobyczą. A siedemdziesięciocentymetrowa dwukilówka potrafiła już wzbudzić prawdziwą sensację na polu namiotowym. Zostało mi to i również teraz szanuję takie szczupaki. Wiadomo jednak, że jak każdy marzę o metrówkach.

Czy można powiedzieć, że stosujesz coś, co preferuje liczbę brań kosztem dużych okazów?

Tak - lubię mniejsze przynęty. Często łowię na dość delikatny sprzęt – na tyle jednak mocny, aby wytrzymał hol większej sztuki – i stosuję nieduże kopyta bądź błystki obrotowe, np. longi. Uwielbiam pracę obrotówki, uderzenie szczupaka w napięty nią zestaw jest kapitalnym przeżyciem. Bardzo lubię też penetrowanie szczelin pomiędzy zielskiem pracującymi w opadzie gumkami. Każdy „strzał” ryby mnie cieszy, przeżywam przy tym duże emocje i doskonale tak wypoczywam. To takie „zawodnicze” łowienie, choć nigdy nie byłem wędkarskim wyczynowcem.

A więc obrotówki i gumki?

Tak, choć nie odżegnuję się od błystek wahadłowych – sprowokowanie ataku ryby na kawałek zwykłej stalowej blachy jest dla mnie zawsze świadectwem kunsztu wędkarza, wydarzeniem z pogranicza magii – a także woblerów, dżerków, sztucznych much… Jednak ostatnio pokochałem inne przynęty: powierzchniowe poppery i bezzaczepowe swimbaity. Łowienie nimi w gęstwinie roślinności lub ponad nią pokazało mi, jak wiele ryb potrafi być ukrytych w takich miejscach, podczas gdy w innych częściach jeziora w ogóle nie można w tym samym czasie zanotować brania. Swimbait to rewolucja w spinningu: skuteczność niebywała, emocje fantastyczne, dostęp do ryb w niedostępnych dotąd miejscach gwarantowany, a zacięcie - jak w przypadku metody żywcowej - trzeba wykonać dopiero po dłuższej chwili od brania! Jedynym problemem jest dość wysoka cena, zważywszy, że każde branie „zębatego” demoluje wprost taki drogocenny wabik.

Gdzie łowisz szczupaki?

Przede wszystkim w Szwecji, także w Finlandii, rzadziej w Norwegii, czasem też w Irlandii. Dawniej łowiłem oczywiście w Polsce – na Mazurach, Kaszubach, w Narwi, w Czorsztynie, ale przerzuciłem się na zagraniczne wyprawy. Wolę łowić rzadziej, a ze znacznie lepszym skutkiem.

Wróćmy jednak do mojej ulubionej Skandynawii. Tutaj mam pewne typy: szkiery Świętej Anny i Roslagen, kilka jezior na południu oraz Szwecja Środkowa i Laponia. W Finlandii mam największy sentyment do pojezierza Joroinen, a w Norwegii lubię duże jeziora dalszych okolic Oslo. Jest jednak wiele innych łowisk które można ludziom polecić.

Zatem Skandynawia to najlepszy kierunek na szczupaki?

Obok Irlandii tak. Przestrzegam jednak przed traktowaniem Skandynawii jako "Eldorado", gdzie wszędzie ryby biorą jak szalone. W ogóle w Szwecji, Finlandii czy Norwegii, których mapy upstrzone są tysiącami błękitnych plamek symbolizujących jeziora, tylko pewien ich odsetek to wody naprawdę dobre. Warto więc wiedzieć które. Najlepsze są te żyzne, bogate w pokarm, roślinność, stada drobnicy. Tam szczupaków jest dużo i rosną szybko. Bardzo przeciętne są natomiast zbiorniki kamieniste i pozbawione roślinności – tzw. „oligotrofy”, z bardzo czystą (choć w zabarwieniu nieco brunatną, rdzawą) i zimną, ale ubogą w życie wodą. Takich jezior należy unikać – nawet gdy od czasu do czasu ktoś nam pokaże zdjęcie ze złowionym tam okazem. Ryb jest w nich bowiem wielokrotnie mniej i takie sukcesy zdarzają się tylko „od święta”.

W jaki sposób szukasz szczupaków na nieznanym dotąd łowisku?

Najpierw mapa batymetryczna – analiza charakteru linii brzegowej i dna etc., a także rozmowa z gospodarzem – jeśli zna się na tym choć trochę - albo organizatorem mojego pobytu. Zresztą lubię łowić z przewodnikiem, nie przeszkadza mi to i nie ujmuje „wędkarskiej dumy”. Często szkoda czasu na mozolne poznawanie wody samemu. Gdy wypływam jednak bez przewodnika, analizuję obraz echosondy – szukam roślinności dennej, uskoków dna, kamiennych raf, koryta rzeki w zbiornikach zaporowych, a przede wszystkim ławic drobnicy. Tam gdzie wolno, próbuje też niekiedy trollingu – ale tylko tam, gdzie inne czynniki pozwalają domniemywać obecności ryb – nigdy na ślepo. W innych wytypowanych miejscach wykonuję rzuty.

Ryby w Skandynawii występują wyspowo – zarówno w szkierach, jak i na jeziorach. Olbrzymie obszary wody są puste, ale po zanotowaniu pierwszego brania możemy być niemal pewni, że znaleźliśmy większe skupisko szczupaków. Warto się tam zatrzymać na dłużej. Warto też zaznaczać te miejsca na swojej mapie lub GPS-ie i wracać tam przez kolejne dni pobytu.

Szukanie szczupaków polega więc na ciągłym pływaniu?

Tak, jestem aktywny przez cały dzień i przemieszczam się. No, chyba, że znajdę mały obszar z ponadprzeciętnym zagęszczeniem dużych ryb. Tam mogę spędzić wiele godzin, a nawet kilka dni. Takie pływanie w poszukiwaniu szczupaków jest dla mnie fascynująca przygodą. Czasem robię kilkanaście kilometrów dziennie albo i więcej.

Jakie miejsca są typowe dla szczupaków w Skandynawii?

To może być różnie – ale generalnie drapieżnik przemieszcza się za pokarmem. W pobliżu musi być więc drobnica lub stada większych ryb – leszczy, płoci etc. Na przykład zgrupowanych na tarło albo objadających się czymś smakowitym w danym miejscu. Mogą więc szczupaki brać przy trzcinach, mogą też na otwartej wodzie przy wielkich ławicach zgrupowanych siei, sielaw...

Najczęstsze moje miejscówki to jednak trzcinowiska (ale z głębszą wodą w sąsiedztwie trzcin), łąki podwodne, śródjeziorne i szkierowe kamieniste rafy, zalane jęzory cypli, górki podwodne, zatoki porośnięte grążelami. W szkierach Świętej Anny pływam często od pasa trzcin do pasa trzcin i obławiam je. Najlepsze są ich krańce po lewej i prawej stronie oraz korytarzyki między rzadkimi łodygami. Przy czym ważne jest aby wiedzieć, że nie wszystkie typowe miejsca darzą rybami. W dwóch czy trzech kolejnych podręcznikowych zatokach będzie pusto, a w czwartej nagle ryby zaczną regularne meldować się na wędkach. Trzeba cierpliwie pływać i próbować od czasu do czasu czegoś niekonwencjonalnego, czego nie robią inni.

Czy przy łowieniu szczupaków na spinning łódź należy kotwiczyć?

Zdecydowanie wolę przemieszczać się w dryfie, bo obłowić można w ten sposób większy obszar wody. Choć gdy wiatr jest silny, trzeba jednak zastosować dryfkotwę lub kotwicę.

Czy wstajesz wcześnie rano na ryby?

Nie cierpię tego, szczególnie na urlopie, ale czasem trzeba. Jednak na szczupaki akurat nie. Wypływam zazwyczaj koło 9.00-10.00. Brania są z reguły przez cały dzień. Najlepsze w południe i potem bliżej wieczora. Ale pamiętam wiele takich dni, gdy łowiłem non-stop i wyniki były podobne o każdej porze. W inne dni jednak brania zaczynały się i ucinały nagle w określonych porach. Mówimy na to: „Szczupaki się właśnie wyłączyły”. Bywa też, że nie biorą w ogóle przez cały dzień, a kolejnego dnia już tak. Są tacy wędkarze, którzy mówią, że na rybach nigdy nic nie wiadomo. I mają sporo racji, choć pewne prawidłowości jednak są.

Jakie miesiące wybierasz na swoje wyprawy?

W szkierach uwielbiam czerwiec i wczesną jesień (koniec sierpnia – początek września), bo wtedy do szczupaków dochodzą jeszcze grube okonie. Latem świetna jest Laponia, choć komary dają nieźle popalić. Jeśli chodzi o temperatury, generalnie nie może być ani za zimno, ani za gorąco, bo ryba przestaje być aktywna. Ale z dwojga złego przy szczupakach już lepszy jest chłód, oczywiście w granicach rozsądku.

Pogoda ma więc spore znaczenie?

Olbrzymie. Może decydować o wynikach i powodzeniu całej wyprawy – szczególnie ciśnienie atmosferyczne. Przy zbyt częstych jego skokach ryby żerują bardzo słabo lub wcale. Jednak tak już jest w wędkarstwie, że są lata chude i tłuste, a wyprawy mniej lub bardziej udane. Jak jeździmy do Skandynawii raz lub dwa razy do roku, statystycznie i tak wyjdziemy na swoje w bilansie kilkuletnim. W końcu każdemu trafi się i metrówka (lub ich kilka), i przysłowiowy „wyjazd życia” pod względem ilości złowionych ryb. A średnia i tak będzie znacząco lepsza niż u nas na krajowych łowiskach.

Najdziwniejsza przygoda na szczupakach?

Było ich wiele. Ale może jednak ta. To było w Laponii. Zaciąłem szczupaka w małej zatoczce przy trzcinach i rozpocząłem hol. Już czułem, że ryba była przyzwoita, jednak po chwili opór się jeszcze wyraźnie zwiększył. Gdy podholowałem ciężar do łodzi ujrzałem dziwny widok. Duży, ponadmetrowy na oko szczupak trzymał w poprzek pyska mniejszego, takiego około 50 centymetrów. Widziałem jednak wyraźnie, że ten duży zacięty jest na moją gumę, bo przypon wystawał mu z pyska, a przynęta musiała być głęboko połknięta. Tego mniejszego trzymał w pół, a nie za łeb, więc raczej nie mógł się przepiąć. Po chwili szczupak zanurkował. Walka trwała około 15 minut, bo mój sprzęt nie był mocarny, a ryba próbowała chować się w kępy podwodnego zielska. Wreszcie gdy podciągnąłem rybę do podebrania, ukazała się już bez swej zdobyczy w pysku. Szczupaka podebrałem i wyhaczyłem. Guma, tak jak przypuszczałem, była głęboko połknięta, a hak wbity w gardło. Wniosek jest zatem jeden: duży szczupak najprawdopodobniej zaciął się najpierw na moją gumową przynętę, a w chwilę potem zaatakował jeszcze tego 50-centymetrowego pobratymca i chwycił go. Tak łapczywie żerował! Ryba miała 107 centymetrów i żwawo odpłynęła w toń, aby złowić ją jeszcze mogli inni wędkarze. Być może to się kiedyś zdarzy.

Najlepszy wędkarski dzień?

Ilościowo było to dokładnie 37 szczupaków (liczyłem i mam świadka). Miało to miejsce na jednym z jezior w szwedzkiej Laponii. Jednak zdecydowanie najwięcej „poważnych” szczupaków (2-5 kilo) złowiłem jednego dnia w Norwegii, na jeziorze Krøderen. Przeżyliśmy tam niezapomniane chwile ze Zbyszkiem Pszczołą i Darkiem Małyszem. Nie pamiętam już ile było ryb, ale dużo, bardzo dużo… Brały na porośniętym zielskiem rozległym i płytkim blacie, przy którym ostry uskok sprowadzał dno na głębokość niemal stu metrów! Cóż, to jezioro było jak fiord.

Jeszcze jakaś szczególna porada na koniec?

Tak. Gdy ryby dobrze biorą, nie wolno przestawać łowić – choćby nie wiem jak chciało się odpocząć czy wrócić do domku na obiad. Te piękne chwile są przelotne i trzeba je bardzo szanować. Już następnego dnia pogoda może się zepsuć do końca wyjazdu i dopiero będziemy żałowali straconej szansy.

Piotr Motyka