To był kolejny wspaniały wyjazd do Bośni. Myślałem o nim przez rok pobytu w Stanach, a kiedy wreszcie doszedł do skutku, nie zawiodłem się ani na jotę. Grube lipienie i potokowce, mimo niespotykanych upałów, brały nam bardzo dobrze, ale tajemnica sukcesu tkwiła w doborze much, przyponów i optymalnej taktyki wędkarskiej. O to wszystko zadbał niezrównany Ado, a nam pozostało tylko wyłowić się do bólu rąk. Ten nasz przyjaciel to najlepszy guide, jakiego znam: zawsze uprzejmy, uśmiechnięty, pomocny. Zawsze doskonale przygotowany do pracy i przede wszystkim skuteczny. Finezyjnie władający muchówką niczym fechtmistrz floretem. Podczas gdy tabuny wędkarzy z całej Europy snują się po Ribniku i nie wiedzą jak dobrać się rybom do skóry, On potrafi skusić do brania bądź wystawić klientowi niemal każdą wypatrzoną sztukę. Nawet w upalne południe! Ado nauczył mnie tak wiele, że dziś sam mogę mierzyć się już na Ribniku z okazałymi pięćdziesiątakami i sześćdziesiątakami. Coraz częściej z dobrym skutkiem.
Oj, ta Bośnia! Już chyba na zawsze pozostanie moim prywatnym wędkarskim rajem...